Właściwie wszyscy się z tym zgadzają: aby zmniejszyć straty powodziowe, trzeba przestać budować na terenach zagrożonych przez powodzie. Łatwiej to oczywiście powiedzieć niż zrobić, bo są to miejsca atrakcyjne i do mieszkania, i do pracy. Ale w wielu krajach próbuje się tę filozofię wprowadzać w życie. W Polsce, w Prawie Wodnym z 2001 r. pojawiły się zapisy, które nakazują RZGW wyznaczenie stref zagrożenia powodziowego, a gminom wprowadzanie na nich zakazów budowy jakichkolwiek obiektów. Jak ta sprawa wygląda po trzech latach i czy można mówić o postępach w tej dziedzinie?
Przyzwyczailiśmy się, że jeśli na terenach zalewowych stoją domy, to państwo powinno je chronić, budując między nimi a rzeką obwałowania albo zbiorniki retencyjne powyżej. Ale wiemy już dzisiaj, że niekoniecznie są to dobre rozwiązania i trzeba do nich podchodzić z rezerwą. Dlaczego tak jest, opisano już wielokrotnie, ale przypomnijmy podstawowe wady wałów oraz „grzechy”, które się popełnia przy ich projektowaniu. Po pierwsze, nie zawsze jest to opłacalne przedsięwzięcie – koszt urządzenia (wału, zbiornika) nie powinien być większy niż wartość obiektów, które chroni. A tak się często dzieje. Po drugie, wały zawężają koryto tzw. wielkich wód – podpiętrzaja wodę i przyspieszają jej spływ, więc często, chroniąc domy w jednym miejscu, pogarszają sytuację mieszkańców poniżej. Po trzecie, wały tworzą barierę między rzeką i „resztą świata”, co bardzo zmienia relacje zachodzące w środowisku naturalnym. Po czwarte, nie zawsze jest miejsce na wały – trzeba pamiętać, że wbrew pozorom zajmują one dużo przestrzeni, co stanowi problem szczególnie na południu Polski. Po piąte, może najważniejsze, po zbudowaniu wałów tereny chronione przez nie są w szybkim tempie zabudowywane, bo ludzie błędnie oceniają, że są to tereny zupełnie bezpieczne.
Źródło: Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, serwis informacyjny o powodzi „Wielka Woda” – http:// powodz.info